Zapraszam na nowy rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba :D
***
Hrabstwo Rutland od
wieków było zamieszkane przez rodziny, których członkowie byli czystej krwi. Te
rody były szanowane wśród społeczności czarodziejskiej, lecz jak każde rodziny
skrywały pewne mroczne tajemnice. Jedną z takich rodzin była rodzina
Parkinsonów, mieszkających niedaleko Rutland Water. Linia Parkinsonów była znana nie tylko z powodu
utrzymania czystości krwi od 10 pokoleń, ale również z powodu handlowania z
mugolami od 1500 roku, kiedy to w Zachodniej Europie było zapotrzebowanie na
zboże. Tak też było i dzisiaj. Wydawało się, że ród Parkinsonów szanował mugoli
i mugolaków, tak
niestety nie było, ponieważ mugolscy pracodawcy
z czasem znikali w tajemniczych okolicznościach. Każdy, kto poznał, choć bliżej
ich rodzinę wiedział, że nie są oni dobrzy.
Colin i Laura Parkinson
byli najstarszymi żyjącymi osobami w rodzie. Mieli trójkę synów i jedną córkę.
Najmłodszym członkiem rodziny okazał się Patrick, który nie był podobny do
reszty swojego rodzeństwa. Był miły, empatyczny, radosny a przy okazji bardzo
tolerancyjny. Całkowite przeciwieństwo swoich braci i siostry, która była
najgorsza z nich wszystkich. Patrick nie miał łatwego dzieciństwa, jego bracia
znęcali się nad nim psychicznie, a jego siostrze zdarzało się używać na nim
zaklęcia Cruciatus. Rodzice Patrica nie zwracali na to uwagi, nie kochali go i byli
zdania, że jest pomyłką genetyczną. Minęły lata, a Patrick zakochał się z
wzajemnością w dziewczynie, przypadkiem było, że była ona czystej krwi. A
nazywała się Scarlett Byrne. Była ładną kobietą, o zielonych oczach,
brązowych włosach i ciepłym sercu. Para po zgodzie rodziców pobrała się, a po
dwóch latach urodziła im się córka, którą nazwali Pansy.
Wbrew pozorom Pansy Parkinson nie miała łatwego dzieciństwa. Nie ze względu na jej rodziców, którzy kochali ją i byli w stanie oddać za nią życie, a ze względu na ciotkę Pansy- Kathleen. Kathleen Parkinson była siostrą Patricka i to ona się nad nim znęcała. Kończąc 18 lat przyłączyła się do Voldemorta i stała się jedną z najbardziej zaufanych śmierciożerczyń. Na jego rozkazy szpiegowała, zabijała i torturowała. Mając 20 lat wyszła za mąż za Aarona Lestrange, który obdarzył ją dwójką synów i jedną córką. Następnie zabiła go z nieznanych powodów i według plotek zakopała w ogrodzie. Po upadku Voldemorta stoczyła pojedynek z Aurorami, podczas którego została poważnie ranna i uciekła. Idealną kryjówkę znalazła u swojego najmłodszego brata, którego nienawidziła, ale wiedziała, że on nigdy jej nie zdradzi ministerstwu. Podczas dorastania Pansy to właśnie ona przy niej była, gdy rodzice szli do pracy. To ciotka Pansy wbiła jej nienawiść do szlam i zdrajców krwi, to ona wbiła jej do głowy tyle teorii o czystej krwi, a gdy się nie słuchała była jak na jej ciotkę łagodnie karana. Pansy była wredną suką i doskonale o tym wiedziała, nawet była z tego dumna, ale jej koszmar i jej rodziców rozpoczął się, gdy Voldemort powrócił. Wtedy jej ciotce odbiło i nie wiadomo czy była szczęśliwa, czy wściekła. Mimo częstego znikania z domu wiedziała jak zrobić, by zapanował strach i szacunek w jej domu. Tak, to był już jej dom. Przyprowadzała często swoje ofiary i je torturowała, ale nie tylko je. Potrafiła czasami po torturować innych współlokatorów. Pansy do dzisiaj w swoich koszmarach słyszy krzyki dochodzące z piwnicy, śnią jej się po nocach sceny torturowania jej mamy przez ciotkę, ale do końca lipca nic nie mogła zrobić. Tak jej się przynajmniej zdawało. Matka raz wzięła ją na długą rozmowę i wytłumaczyła jej, że lepiej być dobrym człowiekiem niż zimną suką, lepiej tolerować mugolaków i mieszańców.
Wbrew pozorom Pansy Parkinson nie miała łatwego dzieciństwa. Nie ze względu na jej rodziców, którzy kochali ją i byli w stanie oddać za nią życie, a ze względu na ciotkę Pansy- Kathleen. Kathleen Parkinson była siostrą Patricka i to ona się nad nim znęcała. Kończąc 18 lat przyłączyła się do Voldemorta i stała się jedną z najbardziej zaufanych śmierciożerczyń. Na jego rozkazy szpiegowała, zabijała i torturowała. Mając 20 lat wyszła za mąż za Aarona Lestrange, który obdarzył ją dwójką synów i jedną córką. Następnie zabiła go z nieznanych powodów i według plotek zakopała w ogrodzie. Po upadku Voldemorta stoczyła pojedynek z Aurorami, podczas którego została poważnie ranna i uciekła. Idealną kryjówkę znalazła u swojego najmłodszego brata, którego nienawidziła, ale wiedziała, że on nigdy jej nie zdradzi ministerstwu. Podczas dorastania Pansy to właśnie ona przy niej była, gdy rodzice szli do pracy. To ciotka Pansy wbiła jej nienawiść do szlam i zdrajców krwi, to ona wbiła jej do głowy tyle teorii o czystej krwi, a gdy się nie słuchała była jak na jej ciotkę łagodnie karana. Pansy była wredną suką i doskonale o tym wiedziała, nawet była z tego dumna, ale jej koszmar i jej rodziców rozpoczął się, gdy Voldemort powrócił. Wtedy jej ciotce odbiło i nie wiadomo czy była szczęśliwa, czy wściekła. Mimo częstego znikania z domu wiedziała jak zrobić, by zapanował strach i szacunek w jej domu. Tak, to był już jej dom. Przyprowadzała często swoje ofiary i je torturowała, ale nie tylko je. Potrafiła czasami po torturować innych współlokatorów. Pansy do dzisiaj w swoich koszmarach słyszy krzyki dochodzące z piwnicy, śnią jej się po nocach sceny torturowania jej mamy przez ciotkę, ale do końca lipca nic nie mogła zrobić. Tak jej się przynajmniej zdawało. Matka raz wzięła ją na długą rozmowę i wytłumaczyła jej, że lepiej być dobrym człowiekiem niż zimną suką, lepiej tolerować mugolaków i mieszańców.
-Pansy zejdź na dół-
usłyszała krzyk, który należał do jej ciotki.
Zgodnie z rozkazem zeszła na dół i skierowała się do salonu. Gdy weszła zastała taki sam obraz, jaki zostawiła wcześniej. Matka i ojciec siedzieli wyprostowani na kanapie, nie odzywając się, patrząc prosto na Pansy. W fotelu zaś siedziała jej znienawidzona ciotka. ,,Dobrze, że matka nauczyła mnie oklumencji’’- pomyślała młoda Parkinson. Zielone oczy ciotki przyglądały jej się uważnie, czarne włosy jak zwykle w nieładzie otaczały jej twarz, na której mimo wielu walk nie było widać żadnej blizny.
-Dzień dobry Pansy- uśmiechnęła się do siostrzenicy, ukazując szereg prostych zębów.- Proszę, usiądź- powiedziała, pokazując miejsce w fotelu.
Pansy pomimo wielkiej niechęci usiadła na skórzanym fotelu naprzeciwko niej. Wielkie okna były całkowicie zasłonięte, tylko ogień w kominku dawał jakiekolwiek światło, które padało na lewą stronę twarzy Kathleen dając jej przerażający wygląd. Gdy Pansy zajęła swoje miejsce, ciotka przyglądając się jej uważnie, zaczęła mówić.
-Niedługo kończysz 16 lat Pansy i trzeba zaplanować twoją przyszłość. Niekompetencja twoich rodziców im na to nie pozwala, więc jak dobra ciotka powinnam sama to zrobić. Zgodnie z naszą tradycją zostaniesz sługą Czarnego Pana i będziesz mu służyć do końca swojego i tak już zmarnowanego życia. Mam nadzieję, że się cieszysz, bo jest to szczególny zaszczyt dla naszej rodziny i pokładam w tobie wielkie nadzieje. Za tydzień wyruszymy do Czarnego Pana, gdzie dostaniesz swoją pierwszą misję tak jak reszta uczniów Slytherinu w twoim wieku takich, jak Malfoy, Higgs, Nott, Crabbe, Goyle, Greengrass, Bulstrode i kilka innych. Oczekuję, że nie będziesz przynosić mi wstydu i …
Pansy nie mogła uwierzyć w to, co ciotka mówi. Wiedziała, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale nie spodziewała się go tak szybko. Dla niej nie było już ratunku.
Zgodnie z rozkazem zeszła na dół i skierowała się do salonu. Gdy weszła zastała taki sam obraz, jaki zostawiła wcześniej. Matka i ojciec siedzieli wyprostowani na kanapie, nie odzywając się, patrząc prosto na Pansy. W fotelu zaś siedziała jej znienawidzona ciotka. ,,Dobrze, że matka nauczyła mnie oklumencji’’- pomyślała młoda Parkinson. Zielone oczy ciotki przyglądały jej się uważnie, czarne włosy jak zwykle w nieładzie otaczały jej twarz, na której mimo wielu walk nie było widać żadnej blizny.
-Dzień dobry Pansy- uśmiechnęła się do siostrzenicy, ukazując szereg prostych zębów.- Proszę, usiądź- powiedziała, pokazując miejsce w fotelu.
Pansy pomimo wielkiej niechęci usiadła na skórzanym fotelu naprzeciwko niej. Wielkie okna były całkowicie zasłonięte, tylko ogień w kominku dawał jakiekolwiek światło, które padało na lewą stronę twarzy Kathleen dając jej przerażający wygląd. Gdy Pansy zajęła swoje miejsce, ciotka przyglądając się jej uważnie, zaczęła mówić.
-Niedługo kończysz 16 lat Pansy i trzeba zaplanować twoją przyszłość. Niekompetencja twoich rodziców im na to nie pozwala, więc jak dobra ciotka powinnam sama to zrobić. Zgodnie z naszą tradycją zostaniesz sługą Czarnego Pana i będziesz mu służyć do końca swojego i tak już zmarnowanego życia. Mam nadzieję, że się cieszysz, bo jest to szczególny zaszczyt dla naszej rodziny i pokładam w tobie wielkie nadzieje. Za tydzień wyruszymy do Czarnego Pana, gdzie dostaniesz swoją pierwszą misję tak jak reszta uczniów Slytherinu w twoim wieku takich, jak Malfoy, Higgs, Nott, Crabbe, Goyle, Greengrass, Bulstrode i kilka innych. Oczekuję, że nie będziesz przynosić mi wstydu i …
Pansy nie mogła uwierzyć w to, co ciotka mówi. Wiedziała, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale nie spodziewała się go tak szybko. Dla niej nie było już ratunku.
***
W tym samym czasie profesor Dumbledore oglądał w myślodsiewni wspomnienie, które go dręczyło, nie dawało
spokoju i zostawiało pytania bez odpowiedzi. Westchnął, gdy po raz kolejny nie
znalazł tego, czego szukał.-Nic tam nie znajdziesz. Marnujesz tylko czas-
usłyszał z boku głos. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć kto to, dobrze znał
ten głos i jego właścicielkę.- Jeżeli chcesz, znać
odpowiedzi na dręczące cię pytania to poszukaj w bibliotekach elfów, tam
powinieneś znaleźć odpowiedź.Gdy się odwrócił, jej już nie było. Po prostu
zniknęła.
***
Droga Hermiono!
Od razu Ci mówię, że
użyłem zaklęcie, które powoduje, iż tylko ty możesz przeczytać ten list. Więc
może nie nazwiesz mnie aroganckim, egoistycznym, nieodpowiedzialnym dupkiem,
który rozpowiada na lewo i prawo plany Zakonu Feniksa. Jak wiesz z ostatniego
listu, razem z Emmą pracowaliśmy dla Dumbledore’a w Francji, by zyskać tam jak
najwięcej sojuszników w walce z Voldemortem. Teraz Dumbledore wysyła nas do
Durmstrangu. Po śmierci Karkarowa Norweski Minister Magii wybrał na dyrektora
Durmstrangu Tordisa Northuga. Zakon Feniksa sądzi, że jest on śmierciożercą i
będzie chciał zyskać dla Voldemorta sojuszników. Coś złego się tam dzieje i
mamy to sprawdzić. Do końca wakacji się już chyba nie spotkamy, ponieważ moja
mama chce żebym spędził z nią trochę czasu. Chociaż nigdy nie wiadomo, może
spotkamy się w Norze na spotkaniu Zakonu. Odpisz szybko. Pozdrawiam
Paul
Hermiona czytając ten
list raz się uśmiechała a raz smuciła. Bardzo się bała o Paula i Emmę. Byli jej
najlepszymi przyjaciółmi od pamiętnych wakacji we Francji, kiedy miała 14 lat.
Tyle się od tamtego czasu zmieniło. Spojrzała na Atenę, piękną, białą sowę
Paula, która czekała na odpowiedź od Hermiony. Ta szybko wzięła jakiś długopis
i na odwrocie listu napisała słowa, po czym dała go Atenie, a ta natychmiast
wyleciała przez okno.
-Hermiono możemy
zaczynać?- spytał Chris.
-Oczywiście- odpowiedziała
opatulając się długim, białym swetrem. Jak na tą porę roku było dosyć chłodno.
Hermiona od piątej klasy
zapisała się do organizacji Brytyjskiej Walce z Rakiem*, w której pomagała
młodym dziewczętom przejść przez tą chorobę. Sama wymyśliła, aby dziewczyny
przystępowały do sesji zdjęciowej, która dawała im wiele radości w trudnym dla
niej okresie. Później zdjęcia za zgodą dziewczyn trafiały do różnych gazet lub
albumów a nawet do programów telewizyjnych. Wbrew pozorom wiele ludzi dzięki
temu przyłączyło się do tej organizacji lub dawało pieniądze na leczenie.
Hermiona teraz uczestniczyła w sesji zdjęciowej bardzo młodej dziewczyny,
chorej na raka trzustki. Miała na imię Jessica, miała szesnaście lat, była miłą
dziewczyną cieszącą się z życia. Lecz gdy
dowiedziała się o tej chorobie załamała się psychicznie. Dzięki pomocy
terapeutów, zaczęła z nim walczyć, ale często miała okresy, w których chciała
się poddać i czekać na śmierć. Wtedy do akcji wkraczała Hermiona, która bardzo
polubiła Jessicę i przywracała ją do porządku. Tak i było tym razem.
-Nie wiem po co jest ta
sesja skoro bez włosów nie powinnam nawet wychodzić na świat. Powinnam leżeć w
łóżku i czekać na śmierć- powiedziała do fotografa.
Hermiona wiedziała, że
Jessica po chemioterapii straciła włosy, które bardzo pielęgnowała i bardzo je
kochała. Nie wiedziała jak ona by zareagowała gdyby jej długie, sile, gęste,
proste i ciemnobrązowe włosy, które również kochała jej wypadły, ale chyba by
się nie poddała. W końcu była Gryfonką.
-Posłuchaj Jes-
powiedziała kładąc jej rękę na ramieniu.- Wiem, że to musi być trudne. Ja
osobiście nie wiem jakbym zareagowała gdyby wypadły mi włosy, ale nie możesz
się tak zachowywać. Kobieta jest piękna i z włosami i bez nich. Nigdy nie mów,
że powinnaś umierać. Życie to najpiękniejszy dar jaki nam dano. Trzeba je wykorzystywać
do końca. Nigdy nie możesz się poddawać. Chcesz by rak wygrał z tak silną
dziewczyną? Myślę, że nie. Nie możesz dać mu tej satysfakcji. Musisz walczyć.
Dzięki tej sesji ludzi cię zobaczą i pomogą ci, dadzą pieniądze na dalszą
chemioterapię.
-A jeżeli nie ma już nadziei?
-Zawsze jest nadzieja.
To co? Wracamy do sesji?
-Wracamy- powiedziała z
uśmiechem Jessica.
-No i prawidłowo!- krzyknęła
Hermiona.
***
Osobiście rozdział mi się spodobał. Na razie jest spokój, ale w następnym rozdziale będzie czuć Tolkiena i zacznie się chyba coś dziać. W zakładce Bohaterowie się ktoś pojawił :) Rozdział 3 niestety dopiero za dwa tygodnie. Wiecie trzeba fizykę poprawić bo niedługo zebranie Pozdrawiam