niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 4

Kochani! Jest i rozdział 4! :) Dedykuję ten rozdział wszystkim czytelnikom. Dziękuję, że jesteście :* Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do czytania...

***

Nad Londynem w jednej chwili rozpętała się burza. Deszcz odbijał się od okien domów i samochodów, wiał silny wiatr, a niebo co kilka sekund rozdzierały pioruny.  Drzewa sprawiały wrażenie, jakby kładły się na ziemi, ludzie nie mieli pojęcia, co się dzieje, że w ciągu kilku minut pogodny dzień zmienił się na walkę czterech żywiołów.
-Nareszcie- mruknęła uradowana Emma, przechodząc przez drzwi Dziurawego Kotła.
Gdy Hermiona weszła do pubu, ogarnęło ją zdziwienie. Za pierwszym razem, kiedy tu była z Dumbledorem pub był cały pełny. Teraz nie było tu nikogo oprócz Toma, zgarbionego i bezzębnego barmana, który, gdy tylko zobaczył dziewczyny od razu do nich podbiegł.
-Witam panie!- krzyknął uradowany Tom.- Już rozpalam ogień w kominku i do pań podchodzę.
-Dobrze, spokojnie Tom- uśmiechnęła się Hermiona, wyciągając z torebki różdżkę i celując nią w ubranie Emmy.- Arivest- mruknęła i rzeczy Emmy w mgnieniu oka znów stały się suche.
-Ja nie wiem, skąd ty znasz tyle zaklęć- przyznała Em, patrząc jak ubrania Hermiony przybierają dawną postać.
-Po prostu dużo czytam.
-Aha- mruknęła, idąc ku oddalonemu od lady stolika. Gdy z Hermioną usiadły, Tom jednym machnięciem różdżki zapalił ogień w kominku, rzucając światło na pomieszczenie. Hermiona mogła stwierdzić, że lokal wyglądał na opuszczony.
Kiedyś to miejsce tętniło życiem. Choć zaniedbany był ulubionym miejscem spotkań starszych jak i młodszych czarodziejów, chcących napić się kremowego piwa lub posłuchać miejscowych plotek. W kominku huczał wesoło ogień, na ścianach wisiały obrazy słynnych czarodziejów, na długim stole, mieszczącym się na środku pubu zawsze było pełno potraw, a przy nim zasiadała wesoła grupka czarodziei. Za grubymi kolumnami w pojedynczych stoliczkach siedziały grupki starszych pań, popijających sherry, grupki obcokrajowców, którzy próbowali się dogadać z kelnerkami, po schodach biegały rozchichotane dzieci bawiące się w berka, a przez duże dwa okna wkradało się światło pogodnego dnia.
Teraz w barze nie było nikogo prócz Hermiony, Emmy i Toma. Obrazy zastąpione zostały plakatami zbiegłych z Azkabanu czarodziejów, okna zostały zasłonięte kotarami,  krzesła leżały na podłodze powywracane, a lada była brudna i zaniedbana.
Tom kilkoma machnięciami różdżki przywrócił, choć w połowie stan klubu sprzed roku, kiedy Hermiona była tu po raz ostatni. Krzesła stanęły na czterech nogach, zapaliły się świeczki i rozsunęły kotary, po czym barman natychmiast podszedł do swoich gości.
-Podać coś Pani Hermiono?- spytał uprzejmie.
-Drogi Panie, poproszę piwo kremowe- uśmiechnęła się, ukazując szereg białych, prostych zębów.
-A panience?- zwrócił się do Emmy.
-Ja poproszę to samo- powiedziała.
-Coś jeszcze?- zapytał.
-To wszystko. Dziękujemy Tom.
Po chwili barman wrócił, podając dziewczynom kremowe piwa i wołając ,,Najlepsze piwo kremowe w całej Anglii dla najpiękniejszych dziewczyn pod słońcem’’. Dziewczyny już w dobrym humorze wypiły do połowy swoje piwa, po czym rzuciły zaklęcie Muffliato i spojrzały się na siebie.
-Kocham Cię siostrzyczko- powiedziały w tym samym momencie, po czym przytuliły się do siebie.
-Żeby jednak nie było tak słodko. Musimy zacząć przesłuchanie- mruknęła Emma.- Wiem o Philipie tylko to, że jest dupkiem. Nic więcej- warknęła.
-No i najważniejsze wiesz- zaśmiała się Hermiona. Kochały się przedrzeźniać.
-Powiedz mi, przynajmniej jak się poznaliście. Cokolwiek powiedz.
-No to…
-No to?
-Byłam z Ginny na dyskotece.
-O zapowiada się ciekawie.
-No i…
-No i?- zapytała Em, wiedziała, do czego to dojdzie.
-Wiem, wiem. Zachowałam się jak dziwka. Przespałam się z nim- powiedziała czerwona jak burak Hermiona.- Ale ty też święta nie jesteś!- krzyknęła, widząc jak Emma dusi się ze śmiechu.
-Hahahahahahaha i co było dalej?- spytała, śmiejąc się.
-No i potem spędziliśmy razem cały dzień. Jeszcze później było kilka kolacji przy świecach, spotkań…- wymieniała.- Seksu- zarumieniła się.- Tak wiem, świętoszką to ja nie zostanę.
-Hahahahahahahahaha no dobra. Teraz przejdźmy do tej gorszej części wypowiedzi- stwierdziła Emma.
-No i poprosił mnie o rękę.
-COOO?!- ryknęła Em.
-No tak. Byłam zszokowana, wiesz po tygodniu znajomości.
-I co dalej?
-Nie zgodziłam się. Później okazało się, że podobałam się jego przyjacielowi. On wyznał mi całą prawdę- powiedziała, uśmiechając się jak psychopata.
-Nie podoba mi się ten uśmiech- stwierdziła Emma.
-Okazało się, że jest on ze szlachetnego rodu czystej krwi i jego rodzice postanowili nagiąć zasady. Kazali mu się ze mną ożenić, on sam na to przystał i to nie było najgorsze. Zdradzał mnie z dwoma innymi kobietami- uśmiechnęła się.
-Dupek- warknęła Emma.- A czemu się uśmiechasz?- spytała.
-Bo była słodka zemsta- uśmiechnęła się niczym Bellatrix.- Już nigdy nie skrzywdzi żadnej dziewczyny.
-Rozumiem. Ale wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
-Co?- zapytała Hermiona.
-To, że na taką imprezę zabrałaś Ginny.
-Hahahahahahahaha oj Emma.
-No co?
-Nic.
Gdy Hermiona już się uspokoiła, powiedziała:
-Teraz to ja zadaję pytania.
-No dobra, dobra.
-Jak to możliwe, że ty i Paul jedziecie do Durmstrangu?! I to sami!- krzyknęła Hermiona.
-A co zazdrosna? Że to ja jadę z Paulem?- spytała, sugestywnie ruszając brwiami.
-Jak Dumbledore mógł być tak lekkomyślny puszczając… Zaraz. Co?
-Nie ważne- przewróciła oczami.
-Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? Wiesz w ogóle co to Durmstrang?- spytała.
-To akurat wiem. To dziwne, że wiem. Zwykle jestem nieogarnięta, jeśli chodzi o państwa.
Hermionie aż szczęka poleciała w dół. Emma widząc to wybuchła niepohamowanym śmiechem.
-Żartowałam Hermiono. Hermiono? Wszystko w porządku?- spytała.
-Tak, tylko jestem załamana godziną- powiedziała, patrząc na zegar na ścianie
-A która jest?- zapytała.
-Dziesiąta, a ja jutro muszę wcześnie wstać- powiedziała, zbierając rzeczy. – A miałyśmy pogadać o Durmstrangu i jeszcze o Norze.
-Właśnie!- krzyknęła Em.- Jedziesz do Nory?
-Tak.
-To dobrze, bo spotkamy się na zebraniu Zakonu i porozmawiamy na spokojnie- uśmiechnęła się pocieszająco do przyjaciółki.
-Okej. To trzymaj się kochana- powiedziała, całując Emmę w policzek i ruszając ku ladzie.
-Tu jest sieć Fiuu?- spytała Toma.
-Tak, oczywiście. Proszę, tu jest proszek- podał jej.
Hermiona wzięła garść proszku Fiuu, po czym rzuciła go w ogień i zniknęła w zielonych płomieniach.
Emma stała tak, patrząc na kominek, uśmiechając się do siebie. Rzuciła przeciwzaklęcie do Muffliato i ruszyła ku kominkowi. Usłyszała jednak z tyłu:
-A rachunek?
-Hermiono zabiję cię- mruknęła Emma.

***
Hermiona ze złością wpatrywała się w nazwę ulicy. Stała na przystanku mając nadzieję, że Błędny Rycerz w końcu przyjedzie. Była umówiona, a tym razem nie chciała się spóźnić. Machnęła jeszcze raz różdżką, a przed nią pojawił się trzypiętrowy, wściekle fioletowy autobus. A z niego natychmiast wyszedł Ernie Prang, po czym cała złość z niej wyleciała.  Hermionę na początku zdziwił widok łysiejącego, siwego staruszka z wielkim okularami z czarną oprawą, lecz później przypomniała sobie artykuł Proroka Codziennego sprzed tygodnia.  Rita Skeeter przeprowadzała wywiad z Korneliuszem Knotem o aresztowaniu Stana Shunpike’a, który był konduktorem Błędnego Rycerza i bliskim przyjacielem Erniego. Stan został aresztowany za związek ze śmierciożercami. Paul wspominał o tym, że Albus próbował wyciągnąć Shunpike’a z Azkabanu, lecz mu się nie powiodło. Hermiona dobrze pamiętała Stana, który podrywał ją, gdy jechała do Hogwartu po przerwie świątecznej w piątej klasie. Nie wierzyła, że jest on powiązany w jakiś sposób z Voldemortem.
-Przepraszam za spóźnienie panienko. Mam od jakiegoś tygodnia problemy z powodu braku pomocnika- uśmiechnął się do niej smutno staruszek.
-Rozumiem. Nic się nie stało- uśmiechnęła się do niego pocieszająco Hermiona. – Za ile do Wzgórza Czterech Stron?
-20 sykli- odpowiedział staruszek.- Chce pani dodatkowo gorącej czekolady lub butelki wody…
-Sama podróż w zupełności wystarczy- powiedziała miło, po czym wyjęła ze skórzanej torebko portmonetkę i  wysypała wybrane monety na wyciągniętą rękę Erniego.
-No to jedziemy- powiedział konduktor, po czym puścił Hermionę w drzwiach, wskazał jej miejsce na siedzeniu i zasiadł za kierownicą.
Hermiona usiadła na wskazanym siedzeniu i obejrzała wnętrze autobusu. Były tylko cztery miejsca do siedzenia, dalej przy oknach stały mosiężne łóżka. Niemal wszystkie były zajęte. Dalej znajdował się fotel kierowcy, a nad nim powywieszane były breloczki. Były to miniaturowane ciemnozielone, skurczone głowy z dredami. Głowy te miały zdolność mowy i poruszania się. Często służyły jako maskotki różnych czarodziejów, choć Hermiona widziała je w sklepie Borgina i Burkesa kilka lat temu.
-Następny przystanek…- krzyknęła głowa.
-Dziurawy Kocioł- dopowiedział inny breloczek, po czym zaczęły się kłócić.
Hermiona nie zwracała teraz na nie uwagi, po ogłuszającym huku rozpłaszczyła się na siedzeniu, odrzucona siłą gwałtownego przyśpieszenia. Autobus mknął przez ulice unikając samochodów i innych środków transportu. Żaden mugol nie mógł go zobaczyć lub usłyszeć. Magia potrafi zdziałać cuda- pomyślała Er, zapadając w niespokojny sen.
***
-Mój Pan pragnie zdobyć to pradawne miasto elfów. Chce utorować sobie drogę do podbicia Pradawnego Królestwa, a my mu to umożliwimy.
-Wiem Panie, ale czy to konieczne? Jeśli teraz przeprowadzimy atak, to może nas on sporo kosztować-  zaszczebiotał Glazug, niski, pulchny, o zielonkawej skórze ork.
-Nie zależy mi na tych ścierwach, chcę zniszczyć to miasto raz na zawsze!- krzyknął Czarnoksiężnik. Ork wyszedł natychmiast z komnaty, zaś wokół Czarnoksiężnika zgromadziło się osiem postaci z czarnymi jak noc szatami i kapturami. Mieli wiele imion, lecz większość została zapomniana. Teraz byli znani jako Nazgule, Dziewięć Jeźdźców lub Upiory Pierścienia.
-A co z Galadrielą?- spytał jeden z dziewięciu.
-Stłumimy jej światło- powiedział Wódz Nazguli, idąc w stronę balkonu. Na jego widok dziesięć tysięcy żołnierzy wydało z siebie ryk przyszłego triumfu, z rogów wyłonił się przerażający odgłos, a tysiące piknierów uderzyło swoimi włóczniami o ziemię. Czarnoksiężnik jednym uniesieniem ręki uciszył swoją armię, po czym przemówił:
-Cień ogarnia Pradawne Królestwo! Koniec elfów jest bliski!
Po pobliskich terenach znów rozległ się straszliwy ryk zbrojnych. Po czym znowu nastała cisza, by Czarnoksiężnik mógł dokończyć przemówienie.
-Tej doby ziemię opłynie krew! Zakosztujecie elfiego mięsa! Ruszajcie do portalu! Zniszczcie Lothlorien i nie oszczędzajcie nikogo!
Po skończeniu przemowy armia zawyła i ruszyła w stronę portalu do elfiego świata, zaś Król Upiorów Pierścienia oglądał jak oddziały orków, ciemnych elfów, erklingów, minotaurów, gargulców, minobrów ruszyły, by zająć elfie okno na świat.
***
Nagle wszystko stało się rzeczywistością, a Galadriela znowu pojawiła się w ogrodach Złotego Lasu. Jej postawa wyrażała spokój, choć oczy zdradzały wszystko. Strach. To można było zobaczyć w oczach Pani Światła. Strach przed tym, co może zrobić Władca Upiorów, gdy przejmie władzę nad Pradawnym Królestwem. Haldir, kapitan straży północnej Lothlorien patrzył na Panią Galadrielę z przerażeniem w oczach. Pierwszy raz od dawna widział ją w takim stanie. Władczyni Galadhrimów  rzadko okazywała przed poddanymi strach. Ostatnim razem widział ją taką podczas Wojny z Sauronem niemal dwa tysiące lat temu. Wiedział, że stało/stanie się coś złego. Od razu zapytał, o co chodzi:
-Pani, co się stało?
Galadriela powoli podniosła wzrok ze Zwierciadła na Haldira i powiedziała:
-Zobaczyłam Upiory Pierścienia. Szykują się do ataku na Lothlorien.
-Co powinniśmy zrobić Pani?- spytał.
-Wezwiemy mojego męża i posiłki z Arallone- powiedziała, idąc w stronę schodów.- A następnie przyszykujemy nasze wojsko. Niech łucznicy staną na murach, a żołnierze ustawią się przed nimi. Siły zła przejdą przez portal, a my spokojnie na nich poczekamy.
***
- Już jesteśmy moja droga!- usłyszała krzyk, po czym huknęło, a ona spadła z fotela. Powoli wstała, odzyskując świadomość. Gdy już zorientowała się, gdzie jest i co robi pożegnała Erniego i popędzana krzykami breloczków wyszła z Błędnego Rycerza, który natychmiast odjechał. Hermiona jeszcze chwilę patrzała w miejsce, w którym kilka sekund temu stał autobus, po czym obróciła się i ujrzała rozciągający się krajobraz.
Wzgórze Czterech Stron w świecie mugoli nazywało się Wzgórzem Shillhople Law. Dzięki użyciu pradawnych zaklęć ta pradawna przystań świstoklików była niewidoczna dla osób niemagicznych. Na wzgórzu mieściła się strażnica ukrytego królestwa cyklopów Trudii. W niej znajdywały się setki świstoklików, używanych przez dziesiątki czarodziei, którzy chcieli się dostać w najdalsze zakątki Ziemi.
Hermiona powoli ruszyła ku strażnicy, co chwila mijając cyklopów lub innych czarodziei. Gdy znalazła się już przed wejściem do wieży podeszła do recepcji, by zapłacić za transport.
-Dzień Dobry- powiedziała wesoło do cyklopiej recepcjonistki.
-Dobry- powiedziała już mniej entuzjastycznie.- Do jakiej miejscowości świstoklik?- spytała, zakładając okular.
-Wschodnia Ćwiartka, Shire, Nowa Zelandia- odpowiedziała, szczerząc się jak głupia. Recepcjonistka westchnęła głośno, po czym sprawdziła coś w swojej księdze i zapytała:
-Nazwisko?
-Granger.
Cyklopka zapisała coś w swojej księdze, po czym powiedziała:
-To będzie galeon i dziesięć sykli.
Hermiona wyjęła ze swojej torebki odpowiednią sumę i podała ją kobiecie, która kazała jej chwilkę zaczekać. Hermiona była bardzo podekscytowana podróżą do Shire. Pamiętała jak Albus ją kiedyś tam zabrał i to tym samym sposobem, jakim ona jechała teraz.
-Panno Granger musi Pani iść na trzecie piętro tymi schodami- powiedziała cyklopka, wskazując schody.- Jak już Pani tam będzie, to do trzecich drzwi po lewej. Nie wiem, czy Pani zdąży, ale świstoklik za pięć minut odlatuje…
Recepcjonistka nie skończyła powiedzieć, a Hermiona już przeleciała jak strzała przez całą recepcję i schody. W ostatniej chwili otworzyła drzwi i dotknęła świstoklika, który okazał być się mieczem. Nagle poczuła ostre szarpnięcie, jej stopy oderwały się od ziemi, świat dosłownie zawirował i nagle uderzyła mocno stopami o twardą posadzkę.
***
-Dnia dwudziestego trzeciego sierpnia, roku 1400… wedle rachuby z Shire’u… Bag End, Pagórek, Hobbiton, Zachodnia Ćwiartka, Shire, Nowa Zelandia, Oceania, Ziemia…- mruczał pod nosem, patrząc na pierwszą stronę książki:
Tam i z Powrotem
Opowieść hobbita
Pióra Bilba Bagginsa
-Od czego, by tu zacząć?- zapytał głośno samego siebie, po czym zaczął skrobać piórem:
Co się tyczy hobbitów?
Hobbici zamieszkują i uprawiają ziemię wszystkich ćwiartek Shire’u już od setek lat. Nie bacząc na dużych ludzi i ciesząc się ich brakiem zainteresowania. Bądź co bądź świat zamieszkują najprzeróżniejsze i niezliczone dziwne istoty. Hobbici nie są warci uwagi. Nie wsławili się bowiem ani jako wojownicy, ani jako istoty obdarzone szczególnym rozumem.
Bilbo zaśmiał się, czytając tekst jeszcze raz. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
-Frodo! Otwórz drzwi!- krzyknął, pisząc następne słowa:
Ktoś kiedyś nawet zauważył, że jedyną prawdziwą pasją hobbitów jest jedzenie. Krzywdząca uwaga bowiem znamy się także na warzeniu piwa i paleniu fajkowego ziela. A tak naprawdę umiłowaliśmy ciszę i spokój oraz porządnie zaoraną ziemię. Wszyscy hobbiści kochają to, co wzrasta. To prawda, że niektóre nasze obyczaje mogą się wydawać dziwaczne, ale dziś rozumiem jak nigdy przedtem, że proste życie nie jest wcale takie złe.
Westchnął, kiedy jeszcze raz usłyszał głośne pukanie do drzwi.
-Frodo! Otwórz!- krzyknął, jednak pukanie nie ustępowało. - A niech to! Gdzie tego chłopaka poniosło? Frodo!
***
-Dzisiaj będziemy walczyć za naszą Królową!- krzyknął Haldir.- Dzisiaj będziemy walczyć za naszą ojczyznę! Dzisiaj będziemy walczyć za naszą wolność…
Pięć tysięcy par oczu skupionych było nie w kapitana północnej straży, choć słyszeli i zapamiętywali wszystko co do nich mówił, lecz przed siebie. Rozpościerał się przed nimi widok otwierającego się portalu i wychodzącej z niej dziesięciotysięcznej armii. Piekło. To miało się zaraz rozpętać…

***

W zakładce Bohaterowie już/zaraz pojawi się Bilbo :) Trochę skrzywdziłam chronologię Śródziemia.- Bilbo jest taki jak w Hobbicie, ale Frodo jak we Władcy. Dowiecie się w następnym rozdziale, o co dokładnie chodzi :D Wiecie, że ostatnio znalazłam opowiadanie na temat Hermiony i Deana? Naprawdę, bardzo mi się spodobał :) Znacie może jakieś blogi o bardzo niespotykanych/ nietypowych parach? Byłabym wdzięczna za odpowiedź :* A właśnie! Chcę się dowiedzieć, jaka jest wasza opinia o Hermionie? Wiem, że to dopiero początek opowiadania, ale czy idę we właściwym kierunku? Może macie jakieś pomysły jak rozwinąć jej postać? Jestem otwarta na pomysły! :D No to chyba wszystko. Następny rozdział za tydzień lub dwa. Zależy, bo ostatnio nie mam czasu :( Całuję wszystkich :* :)

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 3

Miał się pojawić ósmego marca a jest pierwszego! :) Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do czytania... A i jeszcze jedno. Cały rozdział dedykuję Susannah Hermiona Malfoy i Hermionie Fenton- moim nowym czytelniczkom. Ale nie mogę zapomnieć o kochanej Kinie. Bardzo Ci dziękuję za to, że byłaś od początku.

***

Brakowało jej już tchu. Odbiła pierwsze zaklęcie skierowane w jej stronę, potem drugie i trzecie. Oszołomiła śmierciożercę i zobaczyła spadającą z głazu Tonks. Podbiegła do niej i sprawdziła tętno. Żyła. Uniosła głowę i to, co ujrzała, zmroziło jej krew w żyłach.
-Nieźle James- krzyknął Syriusz, po czym rozprawił się ze śmierciożercą.
-Avada Kedavra!
Hermiona obudziła się z krzykiem. Była cała zlana potem i na początku nie wiedziała, gdzie dokładnie jest. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w swoim pokoju. To był tylko sen. Tylko sen. Spokojnie Hermiono. Gdy się już uspokoiła, spojrzała na zegarek. Była dopiero godzina 2:00. Po chwili jednak krzyknęła, gdy zegarek dosłownie wybuchł, a ona pogrążyła się w krainie snów.
***
...został porwany, a dwa dni później jego ciało znaleziono w Forest of Dean. 13 sierpnia jego dom został spalony przez śmierciożerców...
Emma siedziała w kawiarni z kubkiem gorącej herbaty w połowie drogi do jej ust i czytała kolejny tego dnia artykuł Proroka Codziennego. W końcu Emma zerwała się na równe nogi, orientując się, że przez kilka chwil leje gorącą herbatę na swoje spodnie.
-Cholera- mruknęła, próbując wycierać chusteczkami plamę po herbacie.- Cholera- warknęła, orientując się, że spodnie nadal są mokre. Spojrzała po raz kolejny na wielki zegar wiszący na ścianie kawiarni. Czekała już na Hermionę ponad dziesięć minut. Miała tylko nadzieję, że nic jej się nie stało, chociaż teraz miała inne zmartwienie. Nagle plama zniknęła.
-Wiesz, do wycierania takich plam potrzebny jest proszek do prania lub rozum, ale wiem, że obydwu nie masz, więc cię wyręczę- zaśmiała się dziewczyna całująca ją w policzek. Emma nie musiała nawet patrzeć kto to jest tylko od razu rzuciła się Hermionie na szyję.-No już koniec, bo zaraz mnie udusisz.
-Dziewczyno, nie widziałyśmy się całe dwa miesiące! Muszę cię trochę pognębić!- krzyknęła Em, kiedyś nie potrafiła okazywać uczuć, ale dzięki Paulowi i Hermionie to się zmieniło. Byli dla niej rodzeństwem, którego nigdy nie miała.
-No już kochana, usiądźmy, bo zwracamy na siebie zbyt dużo uwagi- mruknęła, patrząc na oglądających ich ludzi.
-Chyba masz rację.
-W końcu jestem Hermioną Granger- zaśmiała się.
-Tak. Jesteś tą Hermioną Granger- Emma również się zaśmiała.
Gdy już usiadły, Em dokładnie obejrzała twarz Hermiony. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, ale Emma zauważyła sińce oraz zmęczenie w oczach. Postanowiła jednak na razie nie pytać, co się dzieje.
-Wiesz, żeby nie było, to rzucę zaklęcie wyciszające na pobliskie otoczenie. Muffliato- mruknęła.
-Wow. Gdzie się tego nauczyłaś?- spytała Emm.
-Nie ważne. Muszę ci powiedzieć, że wybrałaś ładne miejsce w ogródku.
-Dziękuję. W końcu to ja- uśmiechnęła się.
-Tak, to ty- zaśmiała się.- Nie dziwię się, że wybrałaś również kawiarenkę dla mugoli, a nie Ulicę Pokątną. Teraz to dość nieprzyjemne miejsce.
-Tak, ataki śmierciożerców ciągle się zwiększają. Nawet u nas we Francji. Może jednak nie mówmy o smutnych rzeczach. No to co u ciebie?
***
-Muszę ci powiedzieć, że ty i Thorin pasowaliście do siebie!- krzyknęła Emma.
-Proszę cię. Ja i Thorin Dębowa Tarcza?- spytała, pokazując ręką wzrost krasnoluda i jej.
-No! Razem byście tak słodko wyglądali. On taki niski a ty taka wysoka- zaśmiała się Clear. Emma miała czasami takie okresy, w których uwielbiała tworzyć różne pary. Miały one dwie wspólne cechy. We wszystkich była nieprawdopodobność i we wszystkich była Hermiona.
-Hahahahahaha Emma, tobie naprawdę brakuje rozrywki.
-A myślisz, że dlaczego wykonuję te misje dla Dumbledore’a?- spytała Em.- Ty podczas jednej misji miałaś przystojnego, choć niskiego Thorina Dębową Tarczę i jego przystojnych siostrzeńców. Spotkałaś również przystojnego Barda oraz Thranduila.
-O tym ostatnim mi nawet nie przypominaj- warknęła Er, bo gdy tylko ktoś o nim wspomniał, dosłownie gotowało się w niej i miała ochotę rzucać wszystkim, co było wokół jej osoby.- Jak tylko jeszcze raz go spotkam, to wyrwę mu te platynowe kudły.
-Oj tam. Uważam, że przesadzasz- przewróciła oczami Emma.- Przecież pomógł ci w Bitwie Pięciu Armii. Właściwie musisz przyznać, że cię pociągał, ale nie tak bardzo, jak jego syn Legolas. Gdyby złożył ci niemoralną propozycję, od razu byś się zgodziła- zaśmiała się.
-Ja nie jestem tobą!- krzyknęła.
-Racja. Ty jesteś Hermioną Granger.
-Durmstrang ci naprawdę dobrze zrobi- stwierdziła Hermiona, lecz po chwili ją olśniło. Walnęła się ręką w czoło. Przecież właśnie po to się spotkały, by porozmawiać na temat misji. Er już miała zacząć ten temat, gdy jej oczy niemal wyszły na orbitę, ale po chwili na jej twarzy wpłynął złośliwy uśmieszek.- Emma.
-Tak kochana?
-Andy stoi za tobą.
-Co?!- krzyknęła Em, obracając się za szybko i przewracając kubek z gorącą herbatą, która po raz kolejny wylała się na jej spodnie. Emma krzyknęła po raz kolejny, sama nie wiedziała, czy z bólu, czy z powodu tego, że w ich stronę szedł Andrew James.
Hermiona wiedziała, że jej sąsiad potrafi zawrócić w głowie niejednej dziewczynie, ale nie wiedziała, że gdy Emma przyjedzie do niej pierwszy raz na wakacje, to zakocha się w nim. Jak, widać to uczucie jeszcze nie przeminęło. Andrew był Hermiony dobrym kolegą, choć o wiele od niej starszym. Był przystojny, wysportowany, miał blond włosy, brązowe oczy koloru mlecznej czekolady. Er nie dziwiła się, że spodobał się jej przyjaciółce, która poznała się z nim podczas imprezy u znajomego Hermiony. Zakochali się w sobie, niestety Emma wyjechała do Beauxbatons zaś Andy wyjechał kilka dni później bez słowa.
Widząc w oczach Emmy panikę, rzuciła gazetę na kolana przyjaciółki i przeciwzaklęcie do Muffliato. Po czym spokojnie poprawiła swoje włosy i uśmiechnęła się wesoło do chłopaka, który to odwzajemnił.
-Witaj Hermiono- uśmiechnął się Andy.-Ile to już lat minęło?
-Zbyt dużo- przytuliła go.-Wy się już chyba znacie- uśmiechnęła się pocieszająco do przyjaciółki.
-Witaj Andy- uśmiechnęła się Emma.
-Cześć Emma. Jak się masz?- spytał.
-Dobrze. A ty?
-Ja też- odpowiedział, po czym zwrócił się do Hermiony.- Niesłychane. Tak dawno się nie widzieliśmy.
-Po tym, jak zniknąłeś bez słowa- syknęła Hermiona mrużąc oczy, na co Andy uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Co tu robisz?- zapytała.
-Prowadzę śledztwo.
-Jesteś detektywem?- zapytała Emma.
-Można tak powiedzieć- zaśmiał się.
-Twój tata musi być dumny- stwierdziła Hermiona.
-Pewnie tak. To już trzecie pokolenie detektywów- uśmiechnął się. Zawsze był optymistą. Hermiona nigdy nie widziała, żeby był smutny.- A ty Hermiono? Bierzesz świat szturmem?- zaśmiał się.
-Jeszcze nie, ale świat może już trząść portkami- uśmiechnęła się.
-Ja już trzęsę. Może napijecie się ze mną herbaty albo okropnej kawy?- spytał.
-Z chęci…
-My już wychodzimy. Niestety- stwierdziła Emma, powoli się podnosząc, lecz nadal trzymając gazetę między nogami, co zwróciło uwagę Andy’ego.
-Eee… to ja pójdę zapłacić, a wy pogadajcie- powiedziała Hermiona zabierając szybko torebkę i biegnąc ku kasie. Chciała im dać, choć chwilę spokoju i swobody.
-Ale Hermiona to moja torebka!- krzyknęła Emma, na odpowiedź dostała tylko machnięcie ręką. Głośno westchnęła, przysięgając, że udusi tą małą, piękną wiedźmę.
-Eee… ten tego. To, co u ciebie?- spytał Andy siadając na miejscu Hermiony.
***
Hermiona szybko podbiegła do kasy z torebką Emmy i szybko zapłaciła za herbatę i lody. Już miała się kierować do wyjścia, gdy usłyszała za sobą znienawidzony przez nią głos.
-No proszę, proszę Hermiona Granger w kawiarni dla mugoli? Cóż za niecodzienny widok. Myślałem, że już bardziej się nie zhańbisz, niż przyjaźnią z Potterem, Weasleyami i Dumbledorem.
Hermiona powoli się obróciła i stanęła twarzą w twarz z przystojnym, wysportowanym mężczyzną o zielonych oczach i brązowej fryzurze. Miała ochotę wydrzeć mu te piękne oczy, ale powstrzymała się w ostatnim momencie. Sprawdziła, czy nikt ich nie podsłuchuje  i powiedziała:
-Hm, to dziwne, że czarodziej czystej krwi rozmawia z szlamą i to na dodatek w kawiarni mugoli.
-Ależ panno Granger nie należy używać takiego języka- uśmiechnął się złośliwie.
-Panno Granger?- spytała.- Od kiedy to przestaliśmy mówić sobie po imieniu? Kiedy przestaliśmy ze sobą sypiać? Czy kiedy zwróciłam ci pierścionek zaręczynowy?
-Nie wiedziałem, że te rzeczy się wykluczają. Obie sprawiały mi frajdę- przeleciał ją bezczelnie wzrokiem.
Hermionę dosłownie zatkało. W jednej chwili zrobiła się cała czerwona, zmrużyła oczy, a jej nozdrza rozszerzyły się o milimetr. Była bardzo zła. Przepraszam, była wściekła, lecz jedyne co mogła w stanie wypowiedzieć to:
-Drań- warknęła, po czym poszła do wyjścia.
-Hermiona zaczekaj!- krzyknął Philip. Hermiona zatrzymała się, ale tylko dlatego, żeby…
Trzask złamanego nosa rozległ się po całej kawiarni, zaś sam Philip poleciał z hukiem na podłogę. Hermiona zaś wyszła na zewnątrz, głośno trzaskając drzwiami.
***
-Podobno przeniosłeś się do Manchester.
-Wróciłem- powiedział, Andy cały czas się uśmiechając.- A ty nadal spotykasz się z Benem?- spytał.
-Skąd o nim wiesz?- zapytała Emma.
-Od ludzi. Jestem ciekawski- zaśmiał się.
-A właściwie jak tam Kat…
-Wychodzimy- powiedziała Hermiona wracając.
-Co się stało?- spytała Em.
-Philip.
-O, ooooooo mam z nim porozmawiać siłowo?- spytała.
-Nie, już to zrobiłam- powiedziała Hermiona, po czym zwróciła się do Andy’ego.- Andy przepraszam, ale musimy już iść.
-Rozumiem- powiedział, wstając. Kiedy miał przytulić Hermionę wzrok wszystkich skupił się na gazecie trzymaną na kroczu przez Emmę.- Co się stało?- zapytał.
-Krew jej poleciała-odpowiedziała bez zastanowienia Hermiona. Emma aż z wrażenia otworzyła buzię.- Krwawienie miesiączkowe.
-A… a…. aha. Rozumiem- powiedział, mrugając parę razy oczami.- No to do zobaczenia Hermiono. Pa Emma- pomachał jej ręką.
-Pa.
-Cześć.
Gdy już wyszły z ogrodu kawiarni i odeszły na pewną odległość, Hermiona machnęła różdżką, sprawiając, że plama zniknęła. W Emmie aż się zagotowało. Hermiona widziała, że Emma jest na nią zła i to bardzo zła, ale wiedziała, że da się ją udobruchać jakimiś słodyczami i dobrym piwem kremowym.
-Jak mogłaś mi to zrobić?!- wydarła się.
-Plama zniknęła, ciesz się. Choć pewnie chodzi ci o to, czemu nie mogłam wcześniej. Kawiarnia była pełna mugoli.
-Nie chodzi mi o to, ale nie ważne- warknęła Emma, wyrzucając gazetę.- Gdzie teraz?
-Do Dziurawego Kotła. Na dobre piwo kremowe, słodycze i na przesłuchanie.
***
W tym samym czasie nad elfickim miastem Lothlorien unosiły się statki z dymu, pochodzącego z fajki pewnego czarodzieja. Był on wysokim mężczyzną odzianym w szaty i spiczasty kapelusz koloru szarego. Jego długa broda wskazywała na to, że był bardzo stary. Niebieskie oczy wpatrywały się w ozdobiony czerwonym rubinem pierścień. Po chwili jednak przerwał obserwowanie pierścienia i wypuścił z fajki kolejny dymek, który zamienił się w smoka i zaczął latać wokół jego głowy, aż zniknął. Teraz wzrok Gandalfa utkwiony był w elfckim mieście. Lothlorien wydawało mu się jedynym spokojnym miejscem w świecie prześladowań i cierpienia. W świecie,  w którym nikt nie był bezpieczny.
-Czemu siedzisz tu sam Gandalfie?
-Szukam spokoju do myślenia Lady Galadrielo.
Gandalf obejrzał się i ujrzał piękną, złotowłosą kobietę a dokładniej elfa, co było widoczne po spiczastych uszach przypominających liście. Była jego największą i najwierniejszą przyjaciółką,  królową Lothlorien i żoną Celeborna Pana Światła.
-Czym się niepokoisz?- spytała, stając obok niego. Gandalf zakaszlał, krztusząc się dymem z fajki, po czym wstał i zaczął cytować…
-,,Gdy nadejdzie noc wiosennego przesilenia,
 Złączy się moc pradawnego istnienia,
Trójka istot czystego zła,
Których wszelka istota się bała,
Połączy swe siły,
By zamienić świat w mogiły,
Krew napoi wszystkie ziemie,
Gdy zakończy się dobra istnienie’’
Przepowiedziała to proroctwo Kasandra Trelawney szesnaście lat temu, gdy toczyła się Pierwsza Wojna z Voldemortem. Wtedy ludzie nie wiedzieli, że będą przeżywać to samo, lata później- westchnął.
-Nikt nie wiedział, co się wydarzy. Nie możemy nad tym ubolewać.
-Wiem Galadrielo, ale mimo wszystko powinienem być bardziej czujny.
-Nie możesz się tym zamartwiać. Tak samo nie możesz się zamartwiać proroctwem. Nie ma żadnej Trójki Zła.
-Wiemy o istnieniu dwójki- stwierdził, ale gdy zobaczył jej pytające spojrzenie, ciągnął dalej.- Voldemort i Sauron mogliby szerzyć ogromne zło, gdyby zjednoczyli się pod jednym sztandarem. Nie wiemy tylko o istnieniu trzeciej istoty i nawet nie domyślamy się, kto nią może być, co jest naszą słabością.
-Gandalfie, Sauron został unicestwiony podczas Bitwy w Dol Guldur. Saruman sprawdził to, szukając przez te pół roku śladu istnienia Saurona, ale niczego nie znalazł i nie znajdzie, ponieważ on nie istnieje.
-Czy możemy w to wierzyć?- zapytał.-Możliwe, że ukrył się tak dobrze, iż Saruman Biały go nie wyczuł.
-Nie sądzę. Jest on najpotężniejszym z żyjących Istarich i przez bardzo długi czas badał historię Saurona i historię pierścieni władzy. Na razie jesteśmy bezpieczni- powiedziała.
-,,Na razie’’ to bardzo dobre słowa- westchnął Szary Pielgrzym.
***
Kilka kilometrów od miasta elfów mieściły się ruiny zamku Ascetir. Zbudowany przez króla Eltosa kiedyś budził podziw każdego stworzenia. Po wielkiej bitwie w czasach Pierwszej Wojny został obalony przez siły Zakonu Feniksa. Teraz służył on jako kryjówkę dla istot, o których świat zapomniał.  W Wielkiej Sali toczyło się zebranie dziewięciu takich istot. Odziane w czarne szaty budziły strach we wszystkich stworzeniach na ziemi. Kiedyś byli ludźmi, lecz żądza władzy sprawiła, że stali się Upiorami Pierścienia, którymi rządziła ciemność. Ich imiona zostały zapomniane, tak jak ich ciała, bo od dawna są tylko istotami  przypominającymi duchy, lecz pewne żądze zostały i do dziś. Chęć rządzenia wszystkimi istotami, aż po koniec świata.

-Zrównamy Lothlorien z ziemią!!!-ryknął Czarnoksiężnik z Angmaru.



***

Powiało grozą? Mam nadzieję, że tak :D W zakładce Bohaterowie pojawi/pojawił się ktoś nowy, więc zapraszam. Dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że ktoś czyta tego bloga :* Pozdrawiam cieplutko